Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Życiowa rola panny Claire (ebook)
Zajrzyj do książki

Życiowa rola panny Claire (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron272
ISBN978-83-276-8213-0
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyShipwrecked with the Captain
EAN9788327682130
TłumaczEwa Bobocińska
Data premiery2022-05-19
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Claire i lady Rebecca poznały się na statku. Podobne jak bliźniacze siostry, zamieniają się rolami, widząc w tym szansę na rozpoczęcie nowego życia. Rebecca uniknie niechcianego małżeństwa, Claire łatwiej zdoła się ukryć przed dawnym pracodawcą, owładniętym obsesją na jej punkcie. Gdy zrywa się sztorm, Claire wypada za burtę, na szczęście udaje się ją uratować. Niestety po odzyskaniu przytomności nie pamięta, kim jest i jak się nazywa. Jej wybawca nie ma wątpliwości, że to poznana podczas rejsu lady Rebecca. Otacza ją opieką i eskortuje do Londynu, gdzie czeka na nią narzeczony. Niechętnie się z nią rozstaje, nie wiedząc, że to dopiero początek ich burzliwej znajomości.

Fragment książki

Pokład był zdemolowany. Wszędzie walały się poszarpane liny, żagle i kawałki drewna. Na środku tego pobojowiska leżał główny maszt.
– Do szalup! – rozkazał, nie puszczając ręki kobiety. Nagle rozległ się głośny trzask i Lucien zobaczył, jak piorun uderza w główny maszt i schodzi po nim na dół. Rozłupany na dwoje maszt runął na pokład.
Nie było czasu do stracenia. Lucien wpadł do kajuty, w której siedziała piękna dama i jej towarzyszka. Wiedział już, że ta dama to lady Rebecca Pierce, siostra hrabiego Keneagle’a. Co za niespodzianka! Druga kobieta była guwernantką.
– Wyjdźcie na pokład – rozkazał. – Musimy opuścić statek. Nie zabierajcie ze sobą niczego.
Lady Rebecca zerwała się natychmiast, ale guwernantka nie zastosowała się do jego polecenia i wyciągnęła z torby sakiewkę. Lucien nie widział jej twarzy.

Ciągnął ją po tym śmietnisku do relingu, ale kiedy tam dotarli, statek przechylił się nagle. Ogromna, wysoka jak góra fala wypiętrzyła się nad nimi.
Boże, dopomóż!, pomyślał Lucien i otoczył kobietę ramionami.
Fala zmyła ich z pokładu we wzburzone morze.
***

Lucien trzymał ją mocno, woda wciągnęła ich w głąb wraz z kawałkami połamanego masztu, jakimiś beczkami i rozmaitym śmieciem.
Niech go diabli porwą, jeśli po niemal dwudziestu latach spędzonych na morzu, w czasie których stawiał czoła najrozmaitszej pogodzie i brał udział w wielu bitwach, zginie podczas przeprawy statkiem handlowym przez Morze Irlandzkie!
Potężna fala rzuciła w ich stronę duży kawał drewna, który trafił dziewczynę w głowę. Zrobiła się bezwładna, ale Lucien nie wypuścił jej z ramion. Nie walczył z morzem, pozwolił, by wciągnęło ich w głąb. Wiedział, że w końcu ich uwolni. Płuca pękały mu z bólu, ale czekał cierpliwie.
W końcu, po chwili długiej jak wieczność, morze odpuściło. Lucien wypłynął na powierzchnię i gwałtownie złapał powietrze. Lady Rebecca pozostała bezwładna.
Lucien opanował atak paniki. Życie ich obojga zależało od tego, czy zdoła zachować spokój.
Obok nich przepływał fragment masztu. Lucien położył na nim kobietę i wdmuchiwał powietrze w jej usta, czego nauczył go przed laty tego pewien stary marynarz. Lady Rebecca rozkaszlała się, wypluła wodę i wymamrotała coś niewyraźnie.
Odetchnął z ulgą. Żyła. Właściwie to dobrze, że straciła przytomność. W przeciwnym wypadku mogłaby walczyć z morzem, a Lucien nie zdołałby jej utrzymać.
W pobliżu przepływał kawałek liny. Lucien złapał go i przywiązał nim kobietę do masztu, starając się utrzymać jej twarz nad powierzchnią wody.
W świetle błyskawicy dostrzegł w oddali statek spychany w stronę skalistego wybrzeża. Natomiast ich prąd znosił coraz dalej od brzegu, ale za to na spokojniejsze wody. Lucien rozglądał się za czymś, co mogłoby być dla nich użyteczne. Niewielka baryłka. Duży kawał płótna żaglowego. Jeszcze jakaś lina. Wreszcie pojawiła się klapa włazu ze statku, wystarczająco duża, żeby utrzymać ich oboje. Lucien podpłynął do klapy włazu, potem udało mu się wciągnąć na nią nieprzytomną kobietę. Zabrał też z wody wszystkie przedmioty, które mogły się przydać i dopiero wtedy sam podciągnął się na klapę.
Sztorm ustał, ale linia wybrzeża zmieniła się w cienką linię na horyzoncie. Lucien owinął ich oboje płótnem żaglowym i przytulił kobietę. Podejrzewał, że przyjdzie im spędzić na morzu całą noc.
Powątpiewał, czy ktoś będzie ich szukał, ale istniała szansa, że znajdzie ich jakiś statek.
Spojrzał na kobietę, nadal była nieprzytomna, ale oddychała. Miała piękną, szlachetną twarz.
Co za ironia, że uratował akurat wnuczkę hrabiego Keneagle’a, który oszukał i pozbawił majątku rodzinę jego matki. Zniszczył życie jego matki.
A co z guwernantką? Czy przeżyła?
Lucien miał nadzieję, że tak.

O poranku wypogodziło się. Luciena bolały ramiona, bo przez całą noc trzymał w objęciach lady Rebeccę. Wyrywała się, ale ani na chwilę nie odzyskała przytomności. Teraz wydawało się, że po prostu spała. Była śliczna, kiedy zobaczył ją na korytarzu w eleganckim stroju podróżnym, ale teraz, przemoczona i bezbronna, wyglądała jeszcze piękniej.
Odwrócił wzrok. Nigdy nie pociągała go żadna z nielicznych arystokratek, jakie zdarzyło mu się spotkać. Wydawały mu się płytkie i głupie, goniły tylko za przyjemnościami i nie miały pojęcia, jak żyje reszta świata. A Lucien widział ubóstwo. W dzieciństwie wielokrotnie słyszał powtarzaną w kółko opowieść o tym, jak hrabia Keneagle doprowadził rodzinę jego matki do ubóstwa. Przez co matka straciła szansę na poślubienie utytułowanego mężczyzny. Musiała zadowolić się jego ojcem, zwyczajnym kapitanem statku. Nawet kiedy ojciec awansował i zarabiał wystarczająco dużo, by zapewnić jej utrzymanie na odpowiednim poziomie, matka wolała towarzystwo miejscowego wicehrabiego, którego obdarzała swoimi łaskami, gdy ojciec był na morzu.
Lucien dorastał w poczuciu odpowiedzialności za irlandzkich krewnych. To ze względu na nich przypłynął do Irlandii, aby udzielić pomocy finansowej krewnym, którzy z trudem wiązali koniec z końcem. Mógł sobie pozwolić na pomaganie im. Przez niemal dwadzieścia lat oszczędzał, a teraz doszła jeszcze sowita nagroda. Dzięki Bogu jego pieniądze były bezpieczne w Coutts Bank w Londynie, nie leżały na dnie Morza Irlandzkiego.
Powieki zaczęły mu ciążyć, kołysanie prowizorycznej łódki ratunkowej usypiało.
– Nie! – Lady Rebecca zaczęła go odpychać. – Nie! Co? Gdzie ja jestem?
– Jesteś bezpieczna, milady. – Niewątpliwie lady Rebecca wpadnie zaraz w panikę. Nie wypuszczał jej z objęć. – Ale znajdujemy się na otwartym morzu.
– Na otwartym morzu? – Podniosła głos i próbowała mu się wyrwać. – Nie! Proszę mnie puścić!
– Nie mogę. Dopóki pani się nie uspokoi. – Zachowanie spokoju nie było łatwe. – Jest pani bezpieczna, dopóki leży pani nieruchomo.
– Nie! Dlaczego tutaj jestem?
– Nie pamięta pani? – zapytał. – Byliśmy na statku zmierzającym z Dublina do Holyhead. Rozpętał się sztorm…
– Byłam na statku? Gdzie on teraz jest?
– Zostaliśmy zmyci z pokładu.
– Ale ktoś nas znajdzie, prawda? Ktoś będzie nas szukał?
Bardziej prawdopodobne, że zostaną uznani za zmarłych.
– Istnieje duża szansa, że zostaniemy odnalezieni. – Szansa podobna do znalezienia igły w stogu siana.
Lady Rebecca przesunęła spojrzeniem po linii horyzontu, jakby w jakiś magiczny sposób miał pojawić się na nim jakiś statek.
– Nie przypominam sobie, żebym była na statku – rzuciła oskarżycielsko.
– Lepiej tego nie pamiętać.
– Pan nie rozumie. Nie pamiętam statku. Nic nie pamiętam.
– Została pani uderzona w głowę. Czasami pojawiają się wtedy kłopoty z pamięcią. Proszę się tym nie przejmować, milady – powiedział, żeby dodać jej otuchy.
– Dlaczego ciągle mówi pan do mnie „milady”?
– Powiedziano mi, że jest pani lady Rebeccą Pierce. Czyżbym został źle poinformowany?
– Lady Rebecca Pierce – powtórzyła szeptem. – Naprawdę nią jestem?
– Nie pamięta pani swojego nazwiska?
– Ja nic nie pamiętam! – krzyknęła. – Ani nazwiska. Ani że byłam na statku. Ani dlaczego tu jestem. Ani dlaczego pan tu jest.
Chwilowo to wszystko nie miało znaczenia. Toczyli walkę z żywiołem. Jeżeli wiatr znowu wzburzy morze, mogą zostać zmyci z prowizorycznej tratwy. Ale nie podzielił się z nią tymi myślami. Mocniej ją przytrzymał.
– Proszę się nie przejmować. To w niczym nie pomoże. Najważniejsze, żeby leżeć spokojnie.
Oparła się o niego i znieruchomiała. Lucien wiedział, że musiało być jej zimno, więc przytulił ją.
– Czy ja pana znam? – odezwała się po chwili.
– Spotkaliśmy się na statku. Nazywam się Lucien Roper, jestem kapitanem. Nie ma powodu, by pani o mnie słyszała. Zmierzam do Londynu.
– Ciekawe, dokąd ja zmierzam?

Claire przytuliła policzek do ciepłego torsu mężczyzny. Było jej zimno, bolała ją głowa, a cała ta sytuacja ją przerażała.
Czy czekała ją śmierć w ramionach mężczyzny, którego nie znała? Nie znała nawet własnego nazwiska. Własnej przeszłości.
Czy naprawdę była lady Rebeccą Pierce, jak twierdził? To nazwisko nic jej nie mówiło. Realny był tylko ten mężczyzna. Jego pierś była mocna i ciepła, a zachowanie spokojne.
Czy inni ludzie zginęli? Czy na tym statku był ktoś, kogo znała? Ktoś bliski jej sercu?
– Czy byłam z kimś na tym statku?
– Widziałem panią z inną kobietą. Była z panią w kajucie.
– Kim ona była? – Matką? Siostrą? Kimś bliskim? Jeśli tak, to czy przeżyła?
– Nie poznałem jej nazwiska. – W jego głosie zabrzmiała nutka żalu.
– Czy była ze mną spokrewniona?
– Nie sądzę – odparł. – Była skromnie ubrana, powiedziano mi, że to guwernantka.
Guwernantka? Czy ktoś będzie jej szukał? Uniosła ręce, żeby przycisnąć palce do skroni. Na jednej wisiała ładna, choć przemoczona sakiewka z czerwonego aksamitu.
– To moje?
– Teraz sobie przypominam – powiedział kapitan Roper. – Ta kobieta wręczyła ją pani, kiedy opuszczaliśmy statek.
– Co się z nią stało?
– Nie wiem – odparł. – Pobiegła po kogoś i już więcej jej nie widziałem. My wyszliśmy na pokład. – Zamilkł na chwilę. – Zaraz potem zmyła nas fala.
Zadrżała i popatrzyła na wodę. Jak łatwo byłoby zsunąć się pod powierzchnię i pogrążyć się w otchłani tak bardzo przypominającej pustkę w jej głowie.
Lucien Roper znowu objął ją mocniej.
– Czy wie pan o mnie cokolwiek? – zapytała.
– Bardzo niewiele – odpowiedział po dłuższej chwili. – Wiem, że płynie pani z Dublina. Znam pani nazwisko. Wiem, że jest pani siostrą hrabiego Keneagle’a. – W jego głosie pojawiło się napięcie.
– Zna pan hrabiego Keneagle?
– To irlandzki arystokrata, nic więcej nie wiem.
– Więc ktoś będzie mnie szukał. – Rozluźniła się.
– Na tych wodach panuje duży ruch – powiedział.
Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.
– Niech pan opowie mi o sobie.
– Jestem marynarzem.
– Marynarzem? Co pan robi w marynarce?
– Jestem kapitanem.
– Ma pan statek? – Kapitanowie mają statki, nie wiadomo skąd o tym wiedziała.
– W tej chwili nie. Mam stawić się w Admiralicji, żeby otrzymać nowy okręt.
Jak to możliwe, że wiedziała, co to marynarka, a nie miała pojęcia, kim jest?
– A pana poprzedni statek? Co się z nim stało? – zapytała.
– Wojna się skończyła. Marynarka nie potrzebuje już tylu okrętów. Został sprzedany. – Nie mógł się zmusić, by jej powiedzieć, że Foxfire zostanie złomowany.
– To dla pana przykre. – W jej głosie zabrzmiało autentyczne współczucie. – Jak się nazywał pana statek?
– Foxfire.
– Ładna nazwa. Jaki to rodzaj okrętu?
– Transportowiec z działami typu banterer.
– Brzmi imponująco – stwierdziła. – Nie wiem nic o okrętach, a przynajmniej nic nie pamiętam, ale skądś wiem o wojnie. Wiem, że dobiegła końca. Czy to nie dziwne?
– Chyba tak.
– Ja… ja nie pamiętam niczego, co ma związek ze mną. – Powiedziała to spokojnym tonem, ale Lucien wyczuł w jej głosie ból. Poruszyła się nawet, żeby spojrzeć mu w twarz. – Mógłby pan powiedzieć mi coś więcej o sobie? Może o życiu w marynarce? Muszę wiedzieć, że istnieje coś jeszcze poza nami unoszącymi się na tej wodzie. Muszę wiedzieć, że ktoś ma jednak wspomnienia.
Serce Luciena zareagowało na jej ból. Może lady Rebecca była rozpieszczoną arystokratką, ale w tej chwili nie miała nawet o tym pojęcia. I choć jej o tym nie powiedział, z pewnością zorientowała się, że groziła im śmierć.
– Mój ojciec jest admirałem – powiedział. – Mój dziadek był admirałem. Moim przeznaczeniem była od zawsze służba w marynarce. Mam to we krwi. I byłem w tym dobry.
– Od dawna jest pan w marynarce?
– Dwadzieścia jeden lat. Od dwunastego roku życia. Kiedy miałem piętnaście lat, brałem udział w bitwie na Nilu. W wieku dwudziestu dwóch lat walczyłem pod Trafalgarem, potem uczestniczyłem w niezliczonych potyczkach z okrętami francuskimi, amerykańskimi i duńskimi. Przeważnie na Adriatyku i Morzu Śródziemnym.
– Odznaczył się pan więc na wojnie. Dostał pan za to nagrodę?
– Całkiem niezłą. – Wystarczającą, by mógł przejść w stan spoczynku, gdyby tylko zechciał… gdyby udało się im dopłynąć do brzegu. Wystarczającą, by mógł spłacić długi kuzynów i zapewnić im stabilizację finansową.
– I dostanie pan nowy okręt?
– Tak mnie poinformowano.

W miarę upływu dnia słońce ich rozgrzało i prawie całkiem wysuszyło ich odzież. Lucien wypatrywał na horyzoncie statków, lecz bez powodzenia. Lady Rebecca zachowywała spokój. Musiała być równie głodna i spragniona, jak on, ale – o dziwo – nie narzekała. Wypytywała go tylko nieustannie o jego życie, a Lucien, ku własnemu zaskoczeniu, opowiadał jej o sprawach, z których nikomu dotąd się nie zwierzał.
Na przykład o tym, że jako mały chłopiec został pozostawiony samemu sobie w wiosce pod Liverpoolem. O tym, że matka, osamotniona, kiedy ojciec był na morzu, szukała rozrywki gdzie indziej i nagabywała miejscowego wicehrabiego. Matka była zbyt zaabsorbowana swoim romansem, żeby przejmować się małym chłopcem, czy choćby pilnować, aby opiekunki dobrze o niego dbały. Wydawała się szczęśliwa, kiedy Lucien został wysłany na morze.
Opowiedział, jak od tego czasu zmieniło się jego życie. Kochał hierarchię służbową i dyscyplinę obowiązującą w marynarce wojennej. Tam każdy znał swoje miejsce i swoje obowiązki, wszyscy razem walczyli z wrogiem i z morzem.
Lucien dzielił się z tą kobietą przemyśleniami, o których nigdy dotąd z nikim nie rozmawiał. Wyznał jej, jak bardzo kocha morze.
Niebo pociemniało, słońce zbliżyło się do horyzontu. Lucien nie przestawał mówić, opowiadał o przygodach na morzu i o zwycięstwach. Pomijał straszliwe sztormy i bitewne rzezie.
Ona słuchała i zadawała pytania, które dowodziły pewnej wiedzy o sprawach marynarki.
Zastanawiał się, czy nie powiedzieć jej o związkach ich rodzin, o tym, jak jej dziadek oszukał jego dziadka, pozbawiając go posiadłości i fortuny, ale po co? I bez tego miała dość zmartwień.
Mówiąc, nie odrywał oczu od horyzontu. Lata spędzone na morzu wyostrzyły jego wzrok.
Nagle dostrzegł w oddali jakiś kształt. Obiekt zbliżał się do nich, ale ciągle jeszcze był zbyt daleko, żeby ich zauważyć. Lucien obserwował go, ale nic nie powiedział lady Rebecce. Po co budzić w niej nadzieję, która prawdopodobnie okaże się złudna?
W końcu był w stanie rozpoznać, że to dwumasztowy kecz, chyba kuter rybacki. Wyglądało na to, że płynął prosto na nich.
Lucien zaczekał, aż kuter podpłynie bliżej. Szybko przywiązał linę do klamki włazu, na którym dryfowali.
– Proszę się tego trzymać – nakazał. – I leżeć spokojnie. Widzę statek. Wstanę i spróbuję zasygnalizować naszą obecność.
– Statek? – podniosła głos.
– Przy odrobinie szczęścia zauważą nas.
Wstał ostrożnie i zaczął wymachiwać kawałkiem płótna, którym dotychczas ich osłaniał. Machał, aż rozbolały go ramiona. Kilkakrotnie fale o mało nie zwaliły go z nóg.
Kuter podpływał coraz bliżej.
– Ahoj! Ahoj! – zawołał Lucien, kiedy jego uszu dobiegły głosy z pokładu.
Wreszcie z kutra dobiegła odpowiedź:
– Ahoj! Ahoj! Przybywamy.
Lucien usiadł i ponownie objął lady Rebeccę.
– Widzą nas, milady. Jesteśmy uratowani.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel