Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Żyjmy chwilą / Czyste pożądanie
Zajrzyj do książki

Żyjmy chwilą / Czyste pożądanie

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-9796-7
Wysokość170
Szerokość107
Tytuł oryginalnyMillion-Dollar ConsequencesCorner Office Confessions
TłumaczJulita MirskaKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
EAN9788327697967
Data premiery2023-08-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Żyjmy chwilą" oraz "Czyste pożądanie", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Dla podcasterki Meghan Squire wywiad z aktorem Isaakiem Dunnem to spełnienie marzeń. A gdy Isaac prosi, by na użytek prasy została jego dziewczyną, Meghan zgadza się bez namysłu. Jej podcast zyska reklamodawców, ona nowe znajomości. Z czasem jednak ich gesty w obecności fanów są coraz mniej udawane, a noce coraz gorętsze. Ale Meghan nie ma złudzeń – ten sen nie będzie trwał, nie zostaną parą. Chyba że uczucia Isaaca są prawdziwe...

Arlie Banks szła na rozmowę kwalifikacyjną w Kane Foods z nadzieją i obawą. Nadzieją, że trudny okres w jej życiu dobiegnie końca. Obawą, że w Kane Foods znają powód jej rozstania z poprzednią firmą. Nie wiedziała, że Samuel Kane, kolega z dawnych czasów, a teraz prezes firmy, ma wobec niej pewne plany. Ani tego, że jej zauroczenie Samuelem obudzi się na nowo...Amalia Montaigne całe życie przygotowywana była do roli królowej. Pewnego dnia dowiaduje się, że w szpitalu zamieniono ją z inną dziewczynką. Musi ustąpić miejsca prawowitej następczyni tronu. Dostrzega w tej sytuacji jeden plus: nie będzie musiała wychodzić za mąż za żadnego z wybranych dla niej kandydatów. Wyjeżdża na hiszpańską wyspę, gdzie kiedyś spędziła wakacje i zakochała się w Joaquinie Vargasie. Wtedy nie było szans na ich związek, ale teraz byłby możliwy. O ile Joaquin wybaczy jej, że go opuściła…

 

Fragment książki

Dunn, Wirginia

Max, brat Isaaca Dunna, mieszkał w miasteczku Dunn nazwanym tak na jego część. Po prostu mając dość blasku i zgiełku Hollywood, przeniósł się do małej górskiej mieściny, a ponieważ kupił tu sporo ziemi, tubylcy postanowili ochrzcić miasteczko nazwiskiem swojego idola. Isaac, jako brat bliźniak Maxa, został przez nich przyjęty z otwartymi ramionami.
Konflikt między braćmi, którzy rozeszli się po wieloletniej pracy przy popularnym serialu telewizyjnym, należał do przeszłości, ale blizny wciąż były widoczne. Przez dwadzieścia kilka lat stanowili jedność, a potem Max stwierdził, że nie chce mieć więcej nic wspólnego z ich serialem, i wyjechał. Isaac poczuł się tak, jakby to z nim brat zerwał więzi.
Po jego wyjeździe występował w reklamach, zagrał też w kilku serialach, które skasowano po paru odcinkach. Teraz sytuacja się zmieniła. Dostał drugą szansę na odzyskanie dawnej sławy, w dodatku w kontynuacji serialu, który kiedyś wyniósł go na szczyt popularności.
Zamieszkawszy tymczasowo w miasteczku, do którego przed laty uciekł Max, Isaac codziennie przychodził na plan filmowy. Z każdym dniem bracia stawali się sobie bliżsi, miejscowi darzyli go sympatią, od członków ekipy czuł ogromne wsparcie.
Sprawy wreszcie zaczęły się układać. Wiedział, że nie może zmarnować szansy.
Minął statystów i pomachał do Ashley Lee, reżyserki nowego sezonu „Brooks Knows Best”. Ashley nie było na planie, gdy on i Max występowali w pierwszych sezonach, grając na zmianę rolę młodego Danny’ego Brooksa. Dziś w rolę dorosłego Danny’ego wcielał się tylko on.
- Dobra robota – pochwaliła Ashley.
Miała metr siedemdziesiąt siedem wzrostu i odznaczała się ogromną pewnością siebie, mimo że jako reżyser dopiero debiutowała. Dziwne, bo nawet on denerwował się na myśl o powrocie do roli Danny’ego; wcześniej poleciał na swoją prywatną wyspę, by się wyciszyć i przygotować.
- Dzięki, Ash.
Rozejrzała się i ściszyła głos.
- Cecil dopytuje o twoją dziewczynę. Mówi, że powinieneś ją pokazać. Boi się o złą reklamę.
- Myślałem, że każda reklama jest dobra.
Kilka miesięcy temu skłamał w programie na żywo, że ma dziewczynę. Jego słowa wywołały zamieszanie, które od tamtej pory nie chciało ucichnąć.
Tylko brat i jego agentka znali prawdę.
- Wiesz, jaki jest mój teść. – Ashley wzruszyła ramionami. – Zależy mu, żeby od pierwszego tygodnia serial zajął wysokie miejsce pod względem oglądalności.
Tak, Isaac doskonale znał Cecila Fowlera. Siwowłosy producent o porywczym temperamencie rzadko się uśmiechał. W dzieciństwie Isaac się go bał, dziś też wolał mu się nie narażać. Zatem powinien jak najszybciej znaleźć kogoś, kto zagra rolę jego ukochanej. Przyznanie się, że ją wymyślił, nie wchodziło w grę; straciłby wszystko i musiał zaczynać od nowa.
- Może odwiedzi mnie w Dunn – rzekł z uśmiechem. – Pogadam z nią.
- Chciałabym ją poznać. Nie w celach reklamowych, tylko… zwyczajnie poznać.
- Jasne. – On też by chciał. – Do jutra, Ash.
Dotąd znalezienie dziewczyny, nawet fikcyjnej, było niewykonalne. Wszystko zaczęło się, kiedy wraz ze swoją agentką udawali, że są parą. Gdy prawda wyszła na jaw, musiał działać szybko. Na poczekaniu wymyślił historię, że Kendall „kryje” kobietę, którą on naprawdę kocha. Uwaga fanów została przekierowana z Kendall – która w rzeczywistości spotykała się z jego bratem – na tajemniczą kobietę, której jeszcze nikt nie widział.
Tego było za wiele dla Cecila. Sędziwy producent wiedział, że fani bywają kapryśni i mogą stracić zainteresowanie serialem, zanim padnie ostatni klaps.
Ambicje Isaaca sięgały dalej niż sam serial, pragnął zdobyć rolę w dużej produkcji kinowej, dlatego postanowił rozwiązać problem i rozejrzeć się za dziewczyną.
Praca na dziś była skończona. Wyszedł na zalaną słońcem ulicę. Jeśli chodzi o słoneczne dni, Wirginia nie mogła się równać z Kalifornią, ale i tak mu się tu podobało. Cieszył się, że jest blisko Maxa; że nie dzieli ich cały kontynent. Gdy mieszkali na dwóch krańcach Stanów, czuł się jak bez ręki lub nogi. Dawniej był połową całości. Jego kariera wspaniale się rozwijała, ale popełnił błąd, myśląc, że sukces będzie trwał wiecznie. Grając w kręconej w Dunn kontynuacji „Brooks Knows Best”, miał szansę ponownie osiągnąć sukces oraz uzdrowić swoją relację z Maxem.
- Czy… czy pan Isaac Dunn? – spytał podekscytowany, a zarazem pełen wahania głos.
Zobaczył dziewczynę, piętnasto-, może szesnastoletnią. Była za młoda, by widzieć pierwsze sezony „Brooks”, ale szum wokół kolejnych odcinków sprawił, że do miasteczka zjechało się mnóstwo dawnych i nowych fanów. Mama dziewczyny stała obok i spoglądała na Isaaca z takim samym zachwytem co córka.
Szczerząc zęby, wziął od dziewczyny notes. W Los Angeles rzadko proszono go o autograf, ale w Dunn ciągle ktoś podchodził.
- Mam długopis – powiedziała matka.
Isaac chwilę z nimi porozmawiał, spytał o ich imiona, wpisał się do notesu, potem zapozował do zdjęcia. Dzień jak co dzień. Następnie skierował się w stronę wygodnego mieszkania, które wynajmował od dwóch tygodni, mieszczącego się nad delikatesami. Ledwo przeszedł kilka kroków, gdy zabrzęczał telefon.
Dzwoniła Kendall, jego agentka, dziewczyna brata, pewnie jego przyszła bratowa. Podejrzewał, że oświadczyny nastąpią wkrótce, lecz nie był pewien, czy Kendall oświadczy się Maxowi, czy Max jej.
- Cześć, Ken.
- Hej. Skończyłeś na dziś?
- Tak.
- Już jesteśmy w Rocky’s.
- Będę za pięć minut.
- Super. Siedzimy w rogu, przy patio.
Isaac schował telefon do kieszeni i zawrócił w stronę Rocky’s. Był to głośny lokal pełen automatów do gier i telewizorów, na których goście oglądali różne imprezy sportowe. Po pracy członkowie ekipy filmowej często tam wpadali, Isaac również. Dziś Max i Kendall mieli mu przedstawić jej młodszą siostrę.
Dziewczyna uwielbiała serial o Dannym Brooksie. Chciała zrobić z Isaakiem wywiad do swojego podcastu. Liczyła na to, że przybędzie jej słuchaczy. Isaac nie miał nic przeciwko temu. Zresztą był to winien Kendall, która ciężko pracowała nad jego karierą, a przez pewien czas nawet udawała jego narzeczoną.
W drodze do baru podziwiał majaczące w oddali szczyty górskie porośnięte sosnami – widok jak z obrazu Boba Rossa. Wszedł do lokalu i rozejrzał się, szukając swojego zarośniętego brata, swojej agentki i jej młodszej siostry. W końcu sali zauważył trzy osoby. Tak, to Max i Kendall, ale roześmiana blondynka o ustach pociągniętych czerwoną szminką nie była wcale nastolatką.
Kendall zawsze mówiła o niej „moja mała siostrzyczka” i to go zmyliło. Myślał, że mała siostrzyczka będzie w wieku fanki, która parę minut temu prosiła go o autograf. A dziewczyna przy stoliku, ubrana w kwiecistą sukienkę podkreślającej kobiece kształty, była niewiele młodsza od niego.
- Isaac! – Kendall pomachała, a gdy podszedł, wskazała na jasnowłosą piękność. – To jest Meghan.
Meghan odgarnęła włosy; oczy jej lśniły, policzki miała lekko zarumienione.
- Siostra podcasterka? – zapytał.
- O mój Boże, to naprawdę ty. – Dziewczyna rozciągnęła usta w uśmiechu, odsłaniając równe białe zęby i zatrzepotała rzęsami. – Poznanie Maxa było dla mnie niesamowitym przeżyciem, ale… O rany, Isaac Dunn!
Roześmiał się speszony. Wiele razy słyszał słowa uznania lub zachwytu, ale nigdy nie czuł takiego mrowienia.
- Bardzo jesteś uprzejma – mruknął Max.
- Och, wiesz, o co mi chodzi. – Meghan nie przejęła się jego srogą miną.
Isaac usiadł na wolnym miejscu. Dziewczyna pachniała cudownie. Nie potrafił oderwać od niej wzroku.
- My niestety musimy lecieć – powiedziała Kendall.
- Już? – Jaka szkoda, pomyślał Isaac; chętnie porozmawiałby dłużej z Meghan. – A co się dzieje?
- To, co zawsze. Wideokonferencja. – Kendall westchnęła ciężko, ale kochała swoją pracę. Maxa też kochała, dlatego gdy poprosił, aby zamieszkała z nim w Wirginii, bez wahania porzuciła Los Angeles. Jednak tempa nie zwolniła.
Ach, miłość… Isaac pamiętał ten dzień, gdy Max z Kendall przestali ukrywać swój związek, a raczej kiedy Max wpadł do studia, w którym trwała audycja na żywo, i na oczach milionów telewidzów wyznał Kendall miłość.
To było niesamowite i wzruszające. Wtedy Isaac wymyślił historię, że Kendall mu tylko pomagała, że w istocie on też ma dziewczynę, która jednak woli pozostać anonimowa. Cieszył się szczęściem brata, lecz w głębi duszy czuł lekką zazdrość.
- Meg, złotko, wrócisz do domu taksówką? – Kendall spytała siostrę.
- Nie ma sprawy. – Meghan popatrzyła z uśmiechem na Isaaca. – Zostaniesz chwilę dłużej z zapaloną superfanką?
- Jasne. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Uwielbiam zapalone superfanki.

Ależ on jest przystojny!
Oczywiście nie powinna się dziwić, skoro wyglądał identycznie jak jego brat. Od dawna błagała Ken, aby go jej przedstawiła. Wreszcie jej marzenie się spełniło. Udawała wyluzowaną, ale w rzeczywistości była niesamowicie przejęta i podniecona.
Może Max z Isaakiem byli bliźniętami jednojajowymi, jednak trochę się różnili. Isaac uśmiechał się szczerze, szeroko, natomiast Max skrywał uśmiech pod gęstą brodą. Nie żeby Isaac golił się codziennie; miał dwudniowy zarost, który nadawał jego twarzy łobuzerski wyraz.
- Reżyserka nalegała na zarost czy sam tak wybrałeś?
- Czy takie trudne pytania będziesz mi zadawać podczas wywiadu?
Meghan zakręciło się w głowie. Bała się, że za moment zemdleje – nie tylko dlatego, że najwspanialszy mężczyzna na świecie wydawał się równie oczarowany nią, co ona nim, ale także z powodu jego oczu. Miały niezwykły odcień błękitu, a tęczówkę otaczał jakby złocisty pierścień. Może była mało spostrzegawcza, ale u Maxa tego nie zauważyła.
- Kto wie? Dopiero się rozkręcam.
Swoim podcastem zatytułowanym „Superfan TV” osiągnęła już pewien sukces, ale liczyła, że po wywiadach z seksownymi braćmi, których dawny program telewizyjny wkrótce będzie miał kontynuację, zdobędzie więcej słuchaczy.
- No więc zarost to wymóg scenarzystów. Chcieli pokazać, że Danny Brooks jest już dorosłym mężczyzną.
Tak, zdecydowanie był dorosły. Meghan powiodła spojrzeniem po jego umięśnionych ramionach.
- Który jednak prawdziwej gęstej brody nie potrafi wyhodować – wtrącił Max.
Okej, pomyślała Meghan; nie wolno jej udawać omdlenia, zanim Kendall z Maxem nie wyjdą.
- Rozharatał sobie buźkę, kiedy w wieku siedmiu lat spadł ze sceny. Do dziś ma bliznę.
Isaac rzucił bratu groźne spojrzenie, które jednak groźne nie było. Spośród nich dwóch był znacznie bardziej ugodowy. To tak jak ja, przemknęło Meghan przez myśl. Starsza o pięć lat Kendall stale chodziła smutna i zamyślona. Na szczęście te czasy minęły. Widok rozpromienionej siostry niesamowicie ją cieszył.
Z kolei ona, Meghan, była optymistką, zawsze szukała pozytywów i je znajdowała. Zachowała dziecięcą ciekawość świata. Spontaniczność i niechęć do planowania miały czasem negatywny wpływ na jej konto bankowe; została na przykład współwłaścicielką dużej chałupy, której nie powinna była kupować i której nie była w stanie się pozbyć. Ale przynajmniej czerpała radość z życia.
- Jutro jest ten wielki dzień! Spotykacie się na planie – powiedziała do braci. – Jesteście podekscytowani?
Stała się rzecz niebywała, bo Max zgodził się zagrać małą rolę. Wcześniej odmawiał dalszych występów przed kamerą, ale uległ Kendall i dołączył do obsady serialu.
Ponieważ obaj milczeli, odpowiedziała za nich Kendall:
- Wasi fani zwariują ze szczęścia.
Isaac ponownie skupił uwagę na Meghan, a ona znów była bliska omdlenia. Tyle lat oglądała go w telewizji, tyle lat się w nim podkochiwała, a teraz siedzieli przy jednym stole. Jaka szkoda, że nie jest singlem, że ma dziewczynę.
- Okej, musimy lecieć. – Kendall wstała i przewiesiła torebkę przez ramię. – Podcast możemy nagrać jutro u Maxa.
- U nas. – Max objął ją w pasie i przytulił.
- Tak, u nas. – Kendall popatrzyła na niego zakochanym wzrokiem, po czym pomachała do siostry i ruszyła do wyjścia.
Meghan skierowała spojrzenie na młodszego brata, młodszego o siedemdziesiąt dwie sekundy. Nie zwracała uwagi na mecz w telewizji ani migoczące światła w automatach do gry; całą jej uwagę pochłaniał Isaac.
Podszedł kelner i spytał, co podać. Poprosiła o takie samo piwo, jakie stało na stoliku.
- Lubisz piwo? – Isaac uniósł brwi.
- Nie mam ulubionych trunków. Pewnie dlatego, że w college’u nie jest się zbyt wybrednym.
- Co studiowałaś?
- Modę. Ale nie zrobiłam dyplomu.
- Jesteś świetnie ubrana.
Wygładziła ręką sukienkę. Komplement sprawił jej ogromną przyjemność, ale już po chwili przypomniała sobie, że Isaac jest aktorem i pewnie potrafi być czarujący na zawołanie.
- Gdzie mieszkasz? W której części Stanów?
- W Karolinie Północnej.
– Dom? Mieszkanko? Mąż? Dzieci? – Wyrzucał siebie pytania z szybkością karabinu.
Czyżby usiłował wybadać jej stan cywilny? Ale po co? Wiódł szczęśliwe życie u boku swojej tajemniczej partnerki…
- Wynajmuję dom na farmie. Jest za duży, ale lubię przestrzeń. Rano bywają wspaniałe wschody słońca. Nie żebym je oglądała, bo na ogół jeszcze śpię. Dzieci nie mam. Męża też nie. Towarzystwa dotrzymuje mi wiejski kocur.
Podała informacje suchym rzeczowym tonem, nie dopuszczając do głosu emocji. Nie zawsze mieszkała w domu na farmie, gdzie teoretycznie mogła podziwiać wschody słońca. Kiedyś wynajmowała mieszkanie razem ze swoim chłopakiem Lane’em, który lubił podkreślać jej wady. Różnie ją określał: jako kapryśną, lekkomyślną, nieodpowiedzialną. Swoimi docinkami pozbawił ją pewności siebie.
- …tylko jeden raz.
Zaczerwieniła się. No pięknie, Isaac coś mówi, a ona buja w obłokach. Czy jest lepszy sposób na wywarcie wrażenia na drugim człowieku?
- Przepraszam! Zamyśliłam się i nie słyszałam, co mówiłeś. Czasem mi się tak zdarza; to strasznie irytująca przypadłość.
- Nie przejmuj się. – Położył rękę na jej dłoni dosłownie na moment, ale jego dotyk podziałał na nią kojąco. – Nic się nie stało. – Wciąż się uśmiechał; w przeciwieństwie do Lane’a nie wydawał się sfrustrowany ani urażony jej zachowaniem. – Powiedziałem, że w Karolinie Północnej byłem tylko raz, kiedy odwiedziłem kumpla w Raleigh. To wyjątkowo urodziwy stan.
- Owszem. Ale Wirginii też niczego nie brakuje. Nie mogłam uwierzyć, że Kendall przeniosła się z Kalifornii na wschodnie wybrzeże. Tęskniłam za nią.
Kelner przyniósł piwa. Stuknęli się kuflami i wypili po łyku. Chociaż alkohol nie zdążył przeniknąć do jej krwiobiegu, poczuła się odprężona.
- Jak długo zamierzasz tu być? W Wirginii? – spytała.
- Do końca zdjęć, potem wracam do Kalifornii. Pewnie tam często bywałaś, prawda? W odwiedzinach u siostry?
- Kilka razy. – Niestety bilety samolotowe są za drogie. – W sumie Los Angeles mnie przytłacza. Wolę mniejsze miasteczka, takie jak Dunn.
- No tak. – Isaac obrócił się w stronę okna; ludzie spacerowali, ruch samochodowy był znikomy. – Panuje tu taki… Maxowy klimat.
Może się przesłyszała, ale odniosła wrażenie, że przy imieniu brata w jego głosie pojawiło się napięcie. O tym, co między nimi zaszło, wiedziała tylko z plotek. Nie wypada się dopytywać…
- Czy ty i Max… jesteście blisko? – Psiakość, powinna ugryźć się w język.
Otworzyła usta, ale zanim zdążyła przeprosić, Isaac odpowiedział:
- Nie do końca, ale z każdym dniem łączy nas coraz silniejsza więź. – Zmrużył oczy. – Dlatego chcesz przeprowadzić z nami wywiad? Żeby dowiedzieć się, co nas poróżniło?
- Och, nie! Do głowy mi to nie przyszło.
- Żartowałem. – Ponownie zacisnął rękę na jej dłoni. Atmosfera nagle jakby zgęstniała. – Zjesz ze mną kolację?

 

Fragment książki

To nie był dobry czas, by wracać myślą do tamtego pocałunku. Co prawda od tamtej pory minęło dziesięć lat, lecz Arlington Banks wciąż czuła jego smak. Karmelowy słód piwa przemyconego na imprezę w liceum. Metaliczny i ostry smak adrenaliny. Wciąż czuła palce tamtego chłopaka na swoim ciele i ciarki od stóp do głów. Teraz, po dekadzie, znaleźli się w tym samym budynku.
Zerknęła ukradkiem na swoje odbicie w metalowych drzwiach windy i wcisnęła niesforny kosmyk do koka, który upinała godzinami, by wyglądał na upięty bez wysiłku. Obróciła głowę w jedną, a potem w drugą stronę i uznała, że starannie nakładany makijaż wygląda nieskazitelnie, choć drzwi windy dzieliły jej odbicie na pół.
Tak zresztą się czuła – podzielona. Z jednej strony wiedziała, że zgoda na rozmowę kwalifikacyjną z Samuelem Kane’em, prezesem Kane Foods International, była pewnie najgorszą decyzją w jej życiu. Z drugiej miała świadomość, że w jej sytuacji to najlepsze rozwiązanie.
Sytuacja. Okoliczności. Dość oględne określenie nieznośnego chaosu, jaki ostatnio przeżywała.
Wbijając paznokcie w dłonie, patrzyła na zmieniające się numery: dwanaście, trzynaście, czternaście. Jeszcze dziesięć i dotrze na piętro, gdzie znajdują się biura dyrekcji. Gdy winda się zatrzymała, Arlie wzięła głęboki oddech z nadzieją, że ściśnięty do bólu żołądek przestanie ją boleć. Tak się nie stało. Wysiadła na dwudziestym czwartym piętrze, odwróciła się i stanęła naprzeciwko wysokich oszklonych drzwi.
Kane’owie nigdy nie słynęli z powściągliwości. A w każdym razie w ciągu piętnastu lat, gdy ich znała. Kiedy zbliżyła się do drzwi, odezwał się dzwonek i drzwi automatycznie się otworzyły. Arlie powściągnęła mimowolne westchnienie.
Przed nią była posadzka z trawertynu. Łuk schodów zdobiła rzeźbiona balustrada z kutego żelaza. Wiszący nad nią żyrandol przywodził na myśl wirującą masę odłamków kryształu. Wysoki sufit pomalowano w wyciszającym błękicie, na którym unosiły się pierzaste chmury i baraszkowała gromadka cherubinów. Oddane biegle pędzlem architektoniczne detale sprawiały wrażenie wyrzeźbionych w kamieniu.
Arlie uczyła się o hiperrealistycznym malarstwie na kursie z historii sztuki w college’u.
Trompe l’oiel. Iluzja, by oszukać oko.
Wiedziała, że Kane’owie byli zdolni także do innych oszustw. Nie miała pojęcia, jak długo stała z rozdziawioną buzią, gdy kobiecy głos przywrócił ją do rzeczywistości.
- Pani Banks, prawda?
Oderwała wzrok od sufitu i przy ścianie dostrzegła biurko. Za ogromnym blatem z lakierowanego inkrustowanego drewna siedziała drobna brunetka w okularach od modnego projektanta. Mała tabliczka na fazowanym brzegu informowała, że nazywa się Evelyn Norris i jest recepcjonistką.
- Tak, mam…
- Spotkanie z panem Kane’em o dziewiątej – dokończyła Evelyn. – Pani Westbrook mnie poinformowała.
- Z Samuelem Kane’em – dodała Arlie. Oby tylko nie wylądowała w gabinecie niewłaściwego Kane’a. Choć trudno powiedzieć, by istniał ten właściwy.
- Tak, widzę. – Evelyn przeniosła wzrok na ekran dużego monitora. – Proszę usiąść, powiem mu, że pani już jest.
- Oczywiście. – Arlie poprawiła pasek torebki na ramieniu. W przestronnym lobby stukot jej obcasów brzmiał niczym wystrzał z broni palnej.
Cały strój, nie tylko buty, wybierała z dużą starannością. Wąska, ale niezbyt obcisła ołówkowa spódnica. Dopasowana, ale nie przesadnie, biała bluzka z dekoltem w kształcie V. Najwięcej problemów sprawiła jej fryzura. Stojąc przed lustrem, przeklinała swoje gęste włosy o barwie pszenicy. Uznała, że rozpuszczone wyglądałyby niechlujnie. Ostatecznie wybrała kok.
Siadając na kremowej skórzanej kanapie, wyjęła z torebki telefon i odszukała mejla, który wywrócił jej świat do góry nogami.
„Szanowna Pani,
piszę do Pani w imieniu Samuela Kane’a, który prosił, bym Panią poinformowała o wakacie na stanowisku starszego stylisty żywności w Kane Foods International. Na początek pensja wynosić będzie 85 000 dolarów rocznie plus dodatki. Gdyby była Pani zainteresowana, proszę się do nas odezwać w najbliższym dogodnym terminie.
Pozdrawiam, Charlotte Westbrook,
Asystentka Parkera Kane’a”.

Parker Kane. Widząc to imię i nazwisko, Arlie omal nie usunęła wiadomości. Dobrze pamiętała patriarchę rodu Kane’ów. Jego zimne niewzruszone spojrzenie. Cienkie wargi, na których nigdy nie zagościł uśmiech. Ciągłe przypomnienia, że jako córka kucharki Kane’ów zajmuje niższą pozycję społeczną.
Samuel Kane to całkiem inna bajka. Najstarszy z trojga rodzeństwa, ledwie o godzinę starszy od brata bliźniaka Masona, był kujonem, który został multimilionerem i prezesem. To imię i słowa „Gdyby była Pani zainteresowana” ostatecznie pomogły jej podjąć decyzję. Czytała to zdanie jakieś siedemdziesiąt osiem razy.
To nie samym wakatem była zainteresowana, choć praca odpowiadała jej kwalifikacjom. Ważne było to, by pod koniec miesiąca nie zastanawiać się, który rachunek zapłacić, żeby dłużej nie obsługiwać bogatych biznesmenów, którzy jednocześni gapili się na nią i ją obrażali. Była zainteresowana poukładaniem swojego życia po katastrofie minionych sześciu miesięcy.
- Pan Kane ma kilka minut spóźnienia – poinformowała Evelyn. – Prosił, żebym przekazała pani szczere przeprosiny.
Jakby któryś z Kane’ów był zdolny do szczerości. Na przykład Mason Kane, brat Samuela. Zadufany, popularny i uparty nie dawał jej spokoju od chwili, gdy przekroczyła próg prywatnej szkoły, do której razem uczęszczali. Niektórzy w Lennox Finch Academy pobijali rekordy sportowe. Inni trafiali na listę najlepszych uczniów.
Czym wyróżniała się Arlie w tych czcigodnych murach? Była jedyną dziewczyną, która oparła się urokowi, jaki przypisywał sobie Mason Kane. Przez cztery długie lata zapraszał ją na randkę w coraz bardziej twórczy sposób, i za każdym razem go odtrącała. Cały ten czas jej uwaga była skupiona na nieśmiałym i poważnym Samuelu, w którym kochała się żarliwie i rozpaczliwie.
- Nie ma sprawy – zapewniła recepcjonistkę i sięgnęła znów do torby, z której wyjęła oprawione w skórę portfolio. Gdy przeglądała lśniące fotografie z książek kucharskich, magazynów poświęconych kulinariom i reklam, poczuła dumę, która pozwoliła jej swobodniej odetchnąć.
Szklanki z mrożoną herbatą, których widok budził pragnienie. Idealne średniokrwiste steki, różowe soki na doskonale białych talerzach. Pieczony brokuł w żywej zieleni z grubą morską solą na chrupiących koronach.
Kiedyś była w tym dobra. Mało kto jednocześnie stylizował i fotografował jedzenie. Ta myśl była balsamem dla otwartej rany powstałej po utracie wymarzonej pracy. Pogłębionej faktem, że sama się do tego przyczyniła.
- Pan Kane prosi. – Evelyn wstała i obeszła biurko, delikatnie pochylając głowę.
Ruszyły szybkim krokiem do kolejnej windy. Evelyn przyłożyła swoją kartę do małego czarnego panelu, po czym nacisnęła jedyny przycisk. Pojechały do góry.
- Jesteśmy. – Evelyn przytrzymała drzwi, puszczając Arlie pierwszą.
Legendarne dwudzieste piąte piętro bardziej przypominało luksusowe mieszkanie niż biuro. Drewniany parkiet. Wełniane perskie dywany. Pokoje z unikatowymi witrynami pełnymi dzieł sztuki.
Na wprost windy za stolikiem, na którym stało sporo zdjęć, wisiało ogromne lustro w złotej ramie. Popychana falą nostalgii pospieszyła w stronę stolika, po drodze omal się nie przewracając w butach na wysokich szpilkach.
Kane’owie skaczący na koniach. Kane’owie pozujący z psami czystej rasy. Kane’owie trzymający wysoko zwłoki kaczek i gęsi. Rodzeństwo Kane’ów przed gigantycznym kominkiem otoczonym przez kamienne lwy. Arlie, która była jedynaczką, zawsze fascynowała idea rodzeństwa. Patrząc teraz na zdjęcia, poczuła znajome ukłucie tęsknoty. Pamiętała, jak nieżyjąca już pani Kane tłumaczyła jej, że wybrała imiona dla swoich dzieci z ulubionych powieści detektywistycznych. Jedyna córka nosiła imię Marlowe, bracia bliźniacy Mason i Samuel.
A oto i on, Samuel, którego poznała, kiedy mieli po trzynaście lat. Zielonooki ciemnowłosy chłopiec w okularach zawsze stał trzydzieści centymetrów od rodzeństwa. Arlie założyłaby się o swojego Nikona D6, że w schowanej za plecami ręce trzymał książkę.
- Pani Banks? – Evelyn była gdzieś w połowie korytarza, kiedy zdała sobie sprawę, że zgubiła Arlie.
- Bardzo przepraszam. – Arlie zawróciła.
- Gabinet pana Kane’a – oznajmiła Evelyn, po czym trzy razy zapukała w drewniane drzwi.
- Proszę! – odezwał się z odrobiną irytacji głos z drugiej strony. Evelyn delikatnie nacisnęła ozdobną klamkę i zajrzała do środka. – Pani Banks do pana.
- Proszę.
Evelyn ścisnęła łokieć Arlie, dodając jej odwagi. Serce Arlie tłukło się o żebra jak ptak w klatce. W pierwszej chwili, widząc Samuela stojącego za biurkiem wielkości wagonu towarowego, pomyślała, że zamiast portfolio powinna była przynieść kask. Bo gdy spotkała się z nim wzrokiem, nogi omal się pod nią nie ugięły. Tysiące razy wyobrażała sobie tę scenę, przygotowywała się do niej. Jak zwykle bez skutku. Samuel Kane, którego sobie wyobrażała, był starszą wersją cichego nastolatka. Wysoki i szczupły, być może ze śladem zakoli. W garniturze rozpoznawalnej marki.
Co do garnituru się nie myliła.
Marynarka wisiała na błyszczącym mahoniowym wieszaku po lewej stronie biurka, więc mogła podziwiać jasnoniebieską koszulę podkreślającą szerokie ramiona i mięśnie, które zawdzięczał godzinom spędzonym na siłowni. Spinka w kształcie lwa przytrzymywała szafirowy krawat. Jasnobrązowy skórzany pasek podkreślał talię. Dopasowane spodnie w prążek opinały długie nogi.
No i ta twarz.
W niejedno popołudnie, gdy przychodziła do Fair Weather, rezydencji Kane’ów, by pomóc matce w kuchni, wynajdowała preteksty, by ukradkiem zerknąć na Samuela, który ukrywał się w bibliotece, gdzie na stoliku w stylu regencji leżała sterta książek. Przypatrywała się z ukrycia, jak przewracał strony i w regularnych odstępach czasu palcem wskazującym lewej ręki poprawiał okulary.
Jako młody chłopak z pełnymi wargami, wyraźnymi kośćmi policzkowymi i ciemnymi, opadającymi na czoło lokami, miał w sobie niemal poetycką wrażliwość. Włosy i wargi się nie zmieniły, ale lata i testosteron wyrzeźbiły ostrzej rysy twarzy.
- Arlie Banks – odezwał się, wychodząc zza biurka. – Dziękuję, że się pofatygowałaś.
Nie zdawała sobie sprawy, że zamarła w drzwiach, dopóki nie pokonał dzielącej ich odległości. Gdy znalazł się dość blisko, by poczuła zapach jego mydła i płynu po goleniu, wyciągnął rękę. Po sekundzie wahania wsunęła w nią spoconą dłoń, zaskoczona tym, że gdy zacisnął na niej palce, poczuła silny dreszcz.
- Nie ma za co. – Starała się mówić spokojnie, patrząc w jego zielonozłote oczy, które odziedziczył po matce. – Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.
- To nie ja. – Wskazał jej fotel naprzeciwko biurka.
- Aha. – Starała się zignorować ukłucie rozczarowania.
- To Marlowe. – Samuel zajął miejsce za biurkiem.
- Aha. – To była najbardziej inteligentna odpowiedź, na jaką było ją stać.
Marlowe Kane chodziła do klasy niżej i reprezentowała wyższy poziom towarzyskiego wyrafinowania niż Samuel. W liceum głównie ją ignorowała. Nikt nie był bardziej zszokowany niż Arlie, gdy odkryła, że Marlowe zamieniła pompony cheerleaderki na dyplom MBA i stanowisko rewidenta księgowego w Kane Foods International.
- Wspomniała, że byłaś dyrektorem artystycznym „Gastronomie” i niedawno opuściłaś firmę.
Kropla potu spłynęła po żebrach Arlie. W duchu modliła się, by nie dopytywał o szczegóły.
- Owszem.
Samuel pochylił się do przodu, światło z wysokich okien za plecami ozłociło czubek jego głowy.
- Dlaczego?

Dzięki umiejętności trafnej oceny ludzi Samuel zarobił dla Kane Foods miliony dolarów. Drgnięcie brwi, skrzywienie warg, nerwowe spojrzenie w bok – to oznaki słabości. A tę można wykorzystać.
W tym momencie twarz Arlie zdradzała wewnętrzną walkę. Owszem, odgadnięcie jej reakcji przychodziło mu z większym trudem, niż się spodziewał. Nie dlatego, że jej duże błękitne oczy utrudniały skupienie się na interesach. Nie dlatego, rzecz jasna, że owładnęła nim niepojęta chęć, by wyciągnąć z jej koka spinki i zobaczyć, jak włosy opadają na plecy. Tak jak wtedy, gdy mieli siedemnaście lat.
- Dlaczego odeszłam z „Gastronomie”? – powtórzyła.
- Właśnie o to pytam.
Odrobinę szerzej otworzyła oczy i w taki sposób przygryzła dolną wargę, że Samuel miał wrażenie, iż jego spodnie stają się za ciasne. Strach. Czuł zapach strachu Arlie mimo jej perfum, hipnotyzującej mieszanki woni polnych kwiatów, deszczu i jedwabiu.
- Między mną a szefem marketingu pojawiły się niemożliwe do pokonania różnice artystyczne. – Poprawiła się, naciągając spódnicę na kolana.
Skłamała. Ktoś inny mógłby poczuć wyrzuty sumienia. Samuel zadał jej pytanie nie fair. Nie dlatego, że odpowiedź była znacząca dla ich rozmowy. Dlatego że nie była.
Arlie Banks już miała tę pracę. W chwili, gdy weszła do jego gabinetu, wiedział, że będzie idealna. Nie jako starsza stylistka, choć jego śledztwo pokazało, że doskonale się do tego nadaje. Była idealna do roli w scenariuszu, jaki wymyślił, by pozbyć się z firmy Masona, uganiającego się za spódniczkami darmozjada.
Powód, dla którego to robił, był równie prosty co ważny: chciał usunąć brata z firmy, którą on zbudował, a brat niszczył. Ten ranek tylko utwierdził go w tym postanowieniu. Mason jak zwykle nie pokazał się na rozmowie, którą mieli prowadzić.
Przez całe dwadzieścia minut Samuel kazał Arlie czekać w holu, a sam w gabinecie gotował się ze złości. Lekka irytacja rozrosła się do wściekłości, gdy stojący w rogu zegar cichymi metalicznymi kliknięciami odmierzał czas. Przez całe życie Samuel czekał na brata bliźniaka.
To się zaczęło w dniu ich narodzin, gdy Samuel spędził pierwszą godzinę życia w pokoju dziecięcym, podczas gdy rodzice i mała armia pielęgniarek zachęcała Masona, by w końcu się pojawił. W czasach liceum Samuel siedział w fotelu kierowcy ich wspólnego samochodu, zaś Mason na tylnym siedzeniu obściskiwał swoje nastoletnie admiratorki.
W minionym tygodniu Samuel wpadł w szał. Mason spóźnił się pół godziny na spotkanie z ważnym inwestorem, o którego Samuel zabiegał przez dwa lata. On też odpowiadał za wynegocjowanie umowy, a jednak ich ojciec pogratulował zwycięstwa Masonowi. Tak jak wiele razy wcześniej. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
Arlie Banks jednak zdecydowanie się zmieniła.
Pamiętał, jak biegała po Fair Weather. Energiczna chłopczyca. Beztroska i bezpretensjonalna. Kompletnie nieświadoma, że jego brat bliźniak żałośnie się w niej podkochuje. Samuel również przeżył krótkie oczarowanie jej osobą. Kobieta, która teraz siedziała naprzeciwko niego, mogła każdego mężczyznę zredukować do męskiego hormonu. Choć talię miała wciąż tak wąską jak wtedy, gdy siedziała przed nim na lekcji angielskiego, jej szytą na miarę spódnicę i bluzkę wypełniały teraz kuszące krągłości.
Mason Kane już nie żył. Jedno spojrzenie na Arlie i złamie korporacyjną zasadę: Zero romansów w firmie...

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel