HK/ Przemek Staroń o kultowej serii
Mam dziś wielką przyjemność opowiedzieć Wam o książkach, o których myślałem, że nigdy ich nie przeczytam.
"Serię niefortunnych zdarzeń" omijałem szerokim łukiem ze względu na serial. Serial, który pod wieloma względami był świetny, zresztą uwielbiam Neila Patricka Harrisa, jednakże w pewnym momencie bardzo mnie znużył, zresztą Jędrzej Sołowij czuł dokładnie to samo. Bałem się, że z książkami będzie podobnie, natomiast gdy w końcu po nie sięgnąłem, moje obawy okazały się bezpodstawne. Książki przeczytałem jednym tchem i bawiłem się przednio.
Skąd taka różnica? Cóż, od dawna jestem przekonany, że to, co widziane, i to co czytane, to zupełnie odrębne ścieżki doświadczeń. Daniel Handler, piszący pod pseudonimem Lemony Snicket, wykreował fantastyczną opowieść, której pełni możemy zaznać przede wszystkim podczas czytania. O ile np. serialowe Słoneczko podbija serce natychmiast, o tyle pełna magia jego funkcjonowania ukazuje się dopiero oczom czytających. To także wielka zasługa tłumaczki, Jolanty Kozak ❤️
Co ciekawe, niektórzy mówią, że ta seria jest niedobra dla dzieci, bo Wioletka, Klaus i Słoneczko są sierotami, a na dodatek cały czas coś im się niefajnego przytrafia.
Widzicie, ten lęk, że coś jest zbyt poważne dla dziecka, jest często zupełnie nieadekwatny. Wynika z braku świadomości, że dzieci JUŻ się z tymi poważnymi rzeczami mierzą. Śmierć jest tematem, który w życiu dzieci jest powszechny, skoro opiekują się chomikami, świnkami morskimi czy rybkami akwariowymi, które odchodzą właśnie w czasie ich dzieciństwa, a nie wtedy, kiedy "będą już duże".
Jeżeli już rzeczywiście dzieci nie powinny czegoś nieść na swoich barkach, to poczucia, że nie mogą czy nie powinny o czymś mówić. Dlatego tak ważne jest wspólne czytanie pasjonującej historii takiej jak "Seria…", bo to właśnie umożliwia im identyfikację z osobami, które mierzą się z czymś trudnym, a dzięki czułej relacji z nami, dorosłymi, nasze dzieci wydobywają z siebie gotowość ekspresji i zakomunikowania nam tego, co je trapi. Samo nazwanie tego będzie tym, co Freud nazywał talking cure, a literatura działa jak dźwignia maszyny losującej, która zwalnia piłeczki emocji i słów. Jeśli nie będziemy tylko bierni niczym Komisja Kontroli Gier i Zakładów, a będziemy obecni realnie i naprawdę, no to cóż, może zadziać się więcej dobra niż myślimy.
Nieustannie także twierdzę, że dobrze jest, że różne dzieła literatury czy kinematografii nie upiększają rzeczywistości, skoro naprawdę wiele dzieci żyje w fatalnych realiach, choćby w przemocowym systemie edukacji, zwłaszcza w czasach, gdy ministrem właściwym ds. oświaty i wychowania jest ktoś w rodzaju Hrabiego Olafa. Natomiast kluczowe i wspaniałe jest to, że te dzieła kultury dają dzieciom narzędzia do poradzenia sobie z trudną rzeczywistością, odejmując im poczucie bezradności, a dodając im poczucia sprawstwa. I to właśnie doskonale robi "Seria niefortunnych zdarzeń". W końcu Wioletka, Klaus i Słoneczko, dzięki swoim pasjom, wiedzy, umiejętnościom i kompetencjom doskonale radzą sobie z wszelkimi wyzwaniami. Czyż nie tego właśnie chcemy dla naszych dzieci? Nie możemy im zagwarantować, że świat będzie im sprzyjał. Natomiast możemy pomóc im zdobyć wszystkie potrzebne artefakty do plecaka, z którym idą przez drogę życia. W ten sposób nie unikną problemów, bo nie uniknie ich nikt, natomiast będą umiały stawiać im czoła.
Polecam Wam tę serię całym sercem.
Przemek Staroń, psycholog, Nauczyciel Roku 2018, autor „Szkoły bohaterek i bohaterów”